Co to był za maj… maj 2016… był z pewnością wyjątkowo emocjonujący!
Do tego maja, jak to się mówi, przygotowywałam się całe życie. Nie chodzi tu o to, że świętowałam ćwierćwiecze swojego istnienia. Nie chodzi tu o to, że rzuciłam pracę biurową, że wypowiedziałam umowę mieszkania, że wszystko spakowałam w kartony i wywiozłam na drugi kraniec Polski (kraniec to za dużo powiedziane, ale z pewnością dalej niż kiedykolwiek mieszkałam). I bynajmniej nie chodzi tu o to, że w nowym miejscu postanowiłam ze wszystkich sił sprawdzić się jako ekologiczna pani domu…
Chodzi tu zupełnie o coś innego, o coś ważniejszego, o coś piękniejszego, o coś gdyby nie to coś, to by tego wszystkiego co przeczytaliście wcześniej nie było…
A całe to pozytywne zamieszanie wzięło się stąd, że mój Domownik, stał się oficjalnym Domownikiem mojego serduszka – a mówiąc wprost porzuciłam panieńskie życie, by stać się pełnowartościową żoną!