Jeszcze jakiś czas temu spędziłam mój miły czas u przyszłej rodziny.
Z pewną Panienką robiłyśmy różne rzeczy, a jedną z nich było kolorowanie kolorowanek.
I to był powrót do świata dzieciństwa, totalnie oderwanie myśli od całego wszechświata i skupienie się tylko na tej jednej rzeczy: na kredce i na tym w jaki sposób dotyka ona papier.
Dawno nie czułam takiego relaksu!
Jakiś czas później znalazłam serię kreatywnych kalendarzy (typu notesowego) z kolorowankami w środku. Kalendarze były tematyczne, a rysunki w środku miały: poprawić koncentrację, uspokoić, wyzwolić kreatywność, itp.
Pomyślałam, że to niezwykle ciekawy pomysł jest, ale nie skusiłam się, gdyż kalendarz na rok bieżący już posiadam.
Dziś, postanowiłam wrócić do moich kredek, do piórnika z jeansu, który kiedyś „pożyczyłam” od Siostry, do białego papieru, miękkiego ołówka i gumki – tej z czasów podstawówki.
Siadłam i… poczułam niemoc!
Swoisty strach przed wylaniem emocji na papier, to było głupie uczycie, tak głupie, bo bałam się akceptacji tego czegoś co zaraz powstanie.