Opublikowano 3 komentarze

Syrop z bzu czarnego w 10 prostych krokach

Bez czar­ny – Sam­bu­cus nigra L. – to bar­dzo popu­lar­na rośli­na wystę­pu­ją­ca w kli­ma­cie nasze­go kra­ju. Choć przy­znam szcze­rze w oko­li­cach Zako­pa­ne­go nie uda­ło mi się go zna­leźć (kto wie, może nie szu­ka­łam dosta­tecz­nie dobrze), to w Kra­ko­wie jest on prak­tycz­nie na każ­dym rogu! Dosłow­nie rogu, bo bez czar­ny to rośli­na wszę­do­byl­ska lub ina­czej mówiąc „rude­ral­na”. Potra­fi rosnąć na skra­jach lasów, brze­gach jezior, ale rów­nież w cen­trum ruchli­we­go mia­sta czy na zapa­da­ją­cych się nie­za­miesz­ka­łych dachach. Rośli­na ta jest krze­wem, choć widzia­łam oka­zy przy­po­mi­na­ją­ce raczej drze­wo i ze wzglę­du na brak dużych wyma­gań kli­ma­tycz­nych chęt­nie sadzo­na jest w prze­strze­ni miejskiej.

Tyle surow­ca, ale nie moż­na z nie­go skorzystać…

A to dla­te­go, że zgod­nie z „Dobrą prak­ty­ką zie­lar­ską” mate­ria­łu roślin­ne­go nie wol­no zbie­rać w mia­stach!

I poja­wił się pro­blem, cały Kra­ków kwit­nie czar­nym bzem, wszę­dzie go peł­no, ale co z tego?!

Szczę­śli­wie oka­za­ła się nie­spo­dzie­wa­na wyciecz­ka, a kon­kret­nie zgu­bie­nie się i poje­cha­nie tam, gdzie jesz­cze nigdy się nie było.

Wiel­kie odkrycie!

Niby nie­da­le­ko mia­sta, ale total­na głu­cha cisza. Zapo­ra na nie­wiel­kiej rze­ce i kil­ka sta­wów, gdzie oprócz ryb boga­te życie pro­wa­dzi­ły rów­nież pta­ki, pła­zy i owa­dy. Kil­ku węd­ka­rzy w ciszy prze­sia­du­je nad brze­giem. I dostrze­głam, tam­ten brzeg cały zaro­śnię­ty jest krze­wa­mi bzu czar­ne­go, to ide­al­ne miej­sce na zbiór!

Zbiór:
Nale­ży zbie­rać tyl­ko w peł­ni roz­kwit­nię­te kwiia­ty (całe bal­da­chy), a naj­lep­sze są te, któ­re rosną na pełnym
słoń­cu. Po zbio­rze nale­ży roz­ło­żyć bal­da­chy swo­bod­nie na papierze/serwetce/kocyku, tak żeby wszyst­kie owa­dy mogły swo­bod­nie je swo­bod­nie opuścić.

Bia­łe kwia­ty bzu czarnego

Kuchen­ne prace:
1. Przy­go­to­wać syrop na zim­no:
w 1 litrze prze­go­to­wa­nej i wciąż gorą­cej wody roz­pu­ścić 1 kg cukru.
Pod­grze­wa­nie może być pomoc­ne w dokład­nym rozpuszczeniu.
Teraz syrop nale­ży odsta­wić, by ostygł do tem­pe­ra­tu­ry pokojowej.

2. Sło­ik lub sło­iki wymyć i wyparzyć.

3. Do sło­ików wło­żyć całe, nie­opłu­ka­ne bal­da­chy kwia­tu bzu czar­ne­go (na 1 litr syro­pu 30 – 35 baldachów).

4. Dodać sok z 3 – 4 cytryn lub 20 – 30 gra­mów kwa­sku cytry­no­we­go (w zależ­no­ści jakie kto ma smaki).

5. Kwia­ty zalać OSTY­GNIĘ­TYM syro­pem, tak by były przykryte.

6. Sło­ik zakrę­cić i odsta­wić w dowol­ne miej­sce (ja dałam na bal­kon) na 2 dni.
Mini­mum raz dzien­nie wstrzą­snąć sło­ikiem (ja wstrzą­sa­łam za każ­dym razem jak wyszłam na balkon).

7. Po 2 dniach syrop prze­lać przez sito. Kwia­ty wyrzu­cić, a syrop prze­go­to­wać na małym ogniu.

8. Prze­lać go do wypa­rzo­nych butelek/słoików/naczyń.

9. Bar­dzo waż­ne! Paste­ry­zo­wać oko­ło 15 minut na małym ogniu.
Jeśli minie­my ten punkt, syrop może przefermentować…

10. Moż­na spo­ży­wać już, moż­na prze­cho­wy­wać i spo­ży­wać później.

Syrop jest ide­al­ny jako doda­tek do wody, albo do her­ba­ty (moje­mu Domow­ni­ko­wi naj­bar­dziej sma­ku­je z rumian­kiem). Pole­cam go pić w gorą­ce dni, bo faj­nie orzeź­wia i dobrze smakuje.

A pro­pos sma­ko­wa­nia, pierw­szy litr syro­pu został wypi­ty w następ­ny dzień po zapa­ste­ry­zo­wa­niu, dla­te­go dru­gą turę zro­bi­łam z oko­ło 6 litrów 🙂

Smacz­ne­go
E.