Dawno nie czekałam na urlop tak bardzo, jak czekałam w tym roku. Do tej pory wakacje zawsze były czymś co przychodziło w czerwcu i trwało do września czasem nawet października. Rok 2017 był dla mnie nowością w sprawach urlopowych. Ze względu na moje stałe zaangażowanie czasowe na tzw. etacie, swój urlop musiałam zaplanować już w styczniu. Choć wiem, że w normalnej pracy tak to się właśnie odbywa, gdy był styczeń, myślenie o wczasach wydawało mi się totalną abstrakcją!
Po wielu dniach namysłu podjęliśmy z Domownikiem decyzję o wrześniowej wycieczce, która to będzie dla nas wycieczką daleko poślubną. Niestety rok temu miesiąc miodowy nie był możliwy, także w tym roku postanowiliśmy to nadrobić.
Wakacje przyszły, koledzy i koleżanki szli na urlop, wracali z urlopu, a ja tkwiłam na stanowisku czekając na wrzesień.
Doczekałam się, dotrwałam, wytrzymałam. Walizki spakowane, „dzieci” oddelegowane do „babć”, kwiatki podlane i w drogę – na podbój Czarnogóry!
Monte Negro, czyli miejsce, gdzie nas jeszcze nie było… Czytaj dalej Monte Negro, czyli Czarnogóra moimi oczami